5 wystrzałowych komediowych seriali animowanych Netflixa

Netflix rozpieszcza nas wszystkich świetnymi filmami i serialami. Kto nie słyszał o Stranger Things, House of Cards, Narcos, Orange is the New Black, Sense8? Ale produkcje aktorskie to nie jedyna dobra rzecz na platformie. Netflix pozwala obejrzeć naprawdę dobre animacje, a niestety nie mówi się o nich wystarczająco dużo. Oto kilka tytułów, na które zdecydowanie warto zwrócić uwagę w ofercie Netflixa.

Archer – ten amerykański serial to najstarsza pozycja na liście, jako że powstał już w 2009 roku i do tej pory stworzono aż dziewięć sezonów. Kolejny, dziesiąty, jest w produkcji. Seria opowiada o agentach Tajnej Agencji Wywiadowczej – z angielska ISIS, czyli International Secret Intelligence Service. Tytułowy główny bohater to narcystyczny kobieciarz, bezwstydny kłamca, egoista i oportunista, a zarazem tajny agent inspirowany postacią Jamesa Bonda.

Cały serial jest zresztą komediową alternatywą dla przygód 007, pełną nawiązań, dynamicznych dialogów i mniej lub bardziej wyszukanego humoru, często o erotycznym zabarwieniu. Archer nie jest przy tym tak dosadny Austin Powers. Owszem, zdarzy się, że główny bohater na golasa zetknie się z inną postacią penisami tudzież dostanie erekcji na myśl o śmierci matki, ale gagi tego rodzaju pokazane są z większą powściągliwością. Sterling (tak główny bohater ma na imię) Archer nie jest też tak ciapowaty jak Johnny English, ale choć jako agentowi bliżej mu do profesjonalizmu Bonda, to z postacią graną przez Rowana Atkinsona też ma trochę punktów wspólnych.

Dużym atutem jest także paleta pozostałych bohaterów. Pracownicy ISIS to zróżnicowana i pokręcona ferajna – od Malory Archer, apodyktycznej matki Sterlinga, a zarazem szefowej agencji, przez lekko stukniętą sekretarkę Cheryl Tunt, biseksualną szefową HR Pam Poovey, księgowego-agenta Cyrila Figgisa, po przepełnioną kobiecością i charakterną agentkę Lanę Kane. Oni wszyscy tworzą ekscentryczną i wybuchową mieszankę, którą z przyjemnością ogląda się na ekranie. Wszystko to podlane klimatem lat sześćdziesiątych XX wieku – początkowo, bo potem autorzy inspirowali się innymi dekadami i pozwolili sobie na trochę eksperymentów z formą serialu.

Specyficzną cechą Archera jest skąpa animacja. Sama kreska jest realistyczna, choć komiksowa, inspirowana twórczością takich tuzów historii obrazkowych jak Jack Kirby i Steve Ditko. Charakterystyczne są dla niej grube kontury. Ograniczona animacja może początkowo odpychać, ale wyróżnia to Archera na tle innych animacji i po pewnym czasie przestaje przeszkadzać.

Disenchantment aka Rozczarowani – to z kolei najnowsze dzieło Matta Groeninga, tego od Simpsonów i Futuramy. To już powinno być wystarczającą rekomendacją dla każdego, kto ceni sobie dobry humor. Ale buduje to też spore oczekiwania. Serial częściowo im sprostał, choć trzeba zarazem przyznać, że pierwszy sezon jest nieco zachowawczy i bezpieczny. Prawda, w świecie, w którym głównymi bohaterami są księżniczka-alkoholiczka Bean, towarzyszący jej osobisty demon Luci oraz zielonoskóry, optymistyczny do bólu elf Elfo, siłą rzeczy musi być sporo wariactwa i absurdalnego humoru. Scenariusz nie jest jednak tak odważny, jak można by oczekiwać, a początkowe odcinki za bardzo skupiają się na przedstawieniu postaci i rozstawieniu ich w fabule. Z czasem jednak akcja nabiera tempa, fabuła kształtu, a i gagi wydają się śmieszniejsze i z większym polotem – słowem, Rozczarowani rozwijają się w coś satysfakcjonującego i mającego spory potencjał na przyszłość. Ten serial trzeba mieć na radarze, zwłaszcza jeśli komediowe klimaty fantasy dla dorosłych to jest to, co lubicie.

BoJack Horseman – to nie tylko jeden z najlepszych seriali animowanych Netflixa, ale i jeden z najlepszych seriali w ofercie platformy w ogóle. Tytułowy bohater to dawna gwiazda popularnego sitcomu z lat 90 – czegoś w stylu Pełnej chaty. Jego sława nieco przebrzmiała, a BoJack od momentu, w którym jego serial został anulowany, w zasadzie nie robi nic dla rozwoju swojej dalszej kariery, zatapiając się w marazmie, depresji i alkoholu. Dostajemy tu tragikomiczną opowieść o postaci ze złamanym życiem, zawiedzionymi nadziejami, poszukującej sensu, miłości i bliskości drugiego człowieka. A przede wszystkim to historia kogoś, kto nie potrafi polubić własnego siebie i zamiast stawiać czoła własnym słabościom, wybiera ucieczkę. W połączeniu z nieumiejętnością wyrażania emocji prowadzi to do wielu zranionych uczuć i zniszczonych relacji. Trzeba jednak przyznać, że tytułowy BJ  nie jest jedyną popraną postacią.

Serial wyróżnia obecność antropomorficznych zwierząt – główny bohater jest koniem – co jest źródłem wielu zabawnych wątków i sytuacji. BoJack Horseman to egzystencjalna drama i satyra na Hollywood oraz amerykańską popkulturę, czasem zaangażowana społecznie, czasem filozoficzna, czasem bardzo ironiczna, a czasem po prostu smutna. Ciężki, złośliwy sarkazm i ostre riposty wymieszano tu z wzruszającymi, chwytającymi za serce momentami. Pogłębione rysy psychologiczne postaci oraz zabawy formą, połączone z genialnymi scenariuszami, świetną reżyserią i doskonałym aktorstwem głosowym sprawiają, że jest to praktycznie pozycja obowiązkowa. A odcinek Fish Out of Water czyli BoJack lubi pływać, to prawdzie arcydzieło. BJH to 5 sezonów naprawdę inteligentnej i wymagającej rozrywki – koniecznie trzeba to poznać.

Final Space – mamy tu kolejnego bohatera niezrozumianego, wyobcowanego i nielubianego przez otoczenie, ale tym razem jest on głupkowatym idiotą. Jest zarazem irytujący i niezwykle sympatyczny. Ale o ile BJH czy księżniczka Bean to – powiedzmy – w miarę poważni bohaterowie, to Gary jest po prostu pastiszem na wielu protagonistów występujących w s-f – od Flasha Gordona i Luke’a Skywalkera po Petera Quilla ze Strażników Galaktyki. Final Space jest przez to komedią w innym stylu, bardziej obśmiewającą science-fiction i jego klisze niż postacie czy zjawiska społeczne, itp. To komedia gatunkowa, ale będąca zarazem rasowym przedstawicielem swego rodzaju. Główny bohater, Gary Godspeed, to zarazem parodia, jak i hołd złożony wspomnianym herosom. Podobnie Lord Commander, główny antagonista, wywołuje zarówno uśmiech, zwłaszcza w kontekście starwarsowych złoczyńców takich jak Snoke, jak i autentyczną grozę. I tak w zasadzie jest tu ze wszystkim. Każdy element ma jak medal drugą stronę, a ostatecznie całość okazuje się być zaskakująco głęboka i świetnie napisana. Jeśli jesteś fanem podróży w czasie, paradoksów czasowych i tym podobnych wątków, powinieneś sięgnąć po Final Space.

Gravity Falls aka Wodogrzmoty Małe – a to już produkcja Disneya. Odstaje ona od poprzednich tym, że mogą ją oglądać zarówno dzieci, jak i dorośli (Final Space mimo wszystko też jest raczej dla starszego widza). I obie grupy mogą się świetnie przy tym bawić, bo to dość inteligentna, choć nieprzesadnie ambitna, dwusezonowa seria, która trafi do każdego miłośnika Kaczych Opowieści, Indiany Jones’a i Scooby Doo. Rzecz dzieje się w tytułowym miasteczku gdzieś na odległej prowincji w Oregonie, a główni bohaterowi, rodzeństwo Dipper i Mabel, przybywają do niego, aby w czasie wakacji towarzyszyć i pomagać swemu ześwirowanemu wujkowi Stanowi w prowadzeniu przedziwnego, pełnego strachów i tajemnic muzeum. Miasteczko szybko okazuje się być pełne tajemnic, dziwadeł, potworów i straszydeł oraz wariatów, ale dla dzieci to okazja do wspaniały przygód, a nie obaw. To pocieszna, pełna humoru i zabawy historia, która urzeka swymi bohaterami, wartką akcją i dynamizmem dialogów.

Rick and Morty – na koniec jeszcze jeden bonusowy tytuł. Po prawdzie zasługiwałby na większe omówienie, jednakże od 18 listopada 2018 roku ma zniknąć z Netflixa. Czy na stałe, czy tylko na jakiś czas? Przekonamy się wkrótce, ale póki jest to możliwe, warto tę zwariowaną komedię nawiązującą do Powrotu do przyszłości zobaczyć. To słodko-gorzka niezwykła przygoda dla nerdów i miłośników popkultury – trzeba ją znać, choć nie da się ukryć, że czuć w niej pesymistycznego ducha.